The Perfect Kisser : notatki z roku 2022

Początek całego procesu – dochodzenie do bazowej koncepcji instrumentu – był męczący. W takim sensie, w jakim męczący bywa każdy proces twórczy. To jest: temat był ze mną cały czas i zderzał się z pustką, czy nawet poczuciem niemocy.
W tej fazie zbawienna okazała się technika nieustannego zadawania sobie pytań. A najważniejsze z nich były takie:
1. Co ja właściwie chcę zagrać?
2. Gdzie ja chcę to zagrać (wnętrze budynku, na zewnątrz, forma mieszana)? Czy instrument ma być przenośny, czy związany z miejscem?
3. W jakim stopniu ten obiekt ma również samoczynnie grać?
4. Co jest siłą napędową i materią jego dźwięku?
5. Co mnie tak naprawdę interesuje we flecie jako instrumencie i co chciałabym poszerzyć, czemu chciałabym dać większą uwagę?
6. Czy ma dla mnie znaczenie precyzja skali, systemu dźwięków? (nie! Ale ponieważ jakiś system musi być:) Czy ma być statyczny czy elastyczny?
7. Czy instrument ten koniecznie musi nosić znamiona wynalazku?
Oczywiście kluczowe było także poszukiwanie samego mechanizmu.
Koncepcja fletu jako instrumentu jest ze swojej natury dość prosta i jest relacją strumienia powietrza, rozcinającego go brzegu i przestrzeni dla wibrującej kolumny powietrza. Nie oznacza to, że łatwo wprowadzić te idee w życie w satysfakcjonujący sposób :)
W opisie projektu stypendialnego MKiDN zakładałam, że chcę stworzyć multiflet, instrument wielorurkowy, którego brzmieniowość powiązana będzie z oddechem lub wiatrem.
Przez chwilę wydawało się, że punktem wyjścia będzie ten, bliżej niezidentyfikowany, za to inspirujący wizualnie obiekt:

Ale później jego losy poszły w inną stronę i w niezmienionej formie stał się trąbą antyputiną w kolędzie, którą napisałam dla Europejskiego Centrum Solidarności.
Wróćmy jednak do pierwszych kroków ku nowemu instrumentowi, który wówczas roboczo nazywał się Flauta.
Słowo „flauta” oczywiście bezpośrednio odnosi się do dzisiejszego polskiego słowa „flet”. W XVIII wieku wśród wielu określeń fletu poprzecznego pojawia się także, m.in. u Bacha, „flauta traversa”.
„Flauta” ma jednak także inne znaczenie – jest żeglarskim określeniem na ciszę morską, lustrzaną, spokojną taflę wody.
Tu dochodzimy do początków moich marzeń o stworzeniu instrumentu – myśl ta pojawiła się wiele lat temu, podczas spaceru nadbrzeżem w Brighton. Był wieczór, ciepłe powietrze, w marinie zacumowano łodzie, a wiatr i falowanie wody poruszały setkami metalowych blaszek, które wydawały dźwięki, obijając się o maszty (bardzo chciałabym opisać to fachowym językiem, może ktoś pomoże mi je nazwać :) ). Wszystko to ponad głowami i tylko do jednego ucha. Brzmienie i rytmika tych dźwięków nie dawała się zapomnieć od lat.
Dlatego niezwykle ucieszyłam się z możliwości skorzystania z przestrzeni WL4 – Mleczny Piotr do budowy Flauty.
Mleczny Piotr jest historycznym budynkiem na terenie Stoczni Cesarskiej. Mieszczą się w nim pracownie gdańskich artystów, regularnie są tu organizowane wystawy i inne wydarzenia. Aktualności śledzić można tutaj: https://wl4.pl/

Z przestrzeni WL4 skorzystałam dzięki uprzejmości rzeźbiarzy: Ady Majdzińskiej i Czesława Podleśnego – ten ostatni odegra jeszcze znaczącą rolę w tej opowieści.

Pierwsze miesiące prac nad instrumentem szły trzema torami:
1. oglądałam instrumenty-obiekty stworzone przez inne osoby. Najbardziej inspirujące z nich przedstawiam bardziej szczegółowo we wcześniejszych wpisach tego mini-bloga.
2. chodziłam na audio-spracery, na których wsłuchiwałam się w rytmikę dźwięków stoczni, łodzi, wody poruszajacej rzeczy, wiatru rozszczepiającego się na obiektach.
Często były to odwiedziny w Stoczni Cesarskiej:
Bardzo ważny był też spacer, na który zabrał mnie Mikołaj – w Górkach Zachodnich, gdzie słuchaliśmy masztów, linek, boi, wody uderzającej o pomosty i pale.
3. dużo szkicowałam i notowałam. Pozwalałam sobie generować pomysły i przenosiłam na papier wszystkie, łącznie z tymi, których realizacja wydawała się nierealistyczna. Szczerze mówiąc, w tamtym czasie realizacja większości z nich wydawała mi się nierealistyczna :) .

Ostatecznie zalążek idei obecnego instrumentu zarysował się w moich notatkach 4 kwietnia jako the shadow flute. Całkiem obiecujący wydaje mi się także poprzedzający go pomysł na flet-ośmiornicę, kto wie, być może zostanie kiedyś zrealizowany :)
Wraz ze zdefiniowaniem sposobu zadęcia pojawiła się nowa nazwa – The Perfect Kisser. Czy wiąże się ona bezpośrednio z idealnym pocałunkiem? Oczywiście. Jest o tym samym rodzaju czułości i o maksymalnym odczuwaniu procesu wszystkimi dostępnymi różnorodnościami ciała, zlokalizowanymi na zewnątrz i wewnątrz naszych ust. Jest to nazwa wrażliwa na detale.
W kwietniu rozpoczął się kolejny etap prac – poszukiwanie materiałów. Był dla mnie dość nietypowy, ale bardzo angażujący – nigdy wcześniej z taką intensywnością nie odwiedzałam sklepów z artykułami metalowymi i różnego rodzaju rurkami. Tu z pomocą przyszedł Czesław i jego zaprzyjaźnione złomowce, gdzie znaleźliśmy część ciekawych wizualnie i obiecujących pod kątem rezonansu elementów. Od tej pory Czesław stał się dla mnie przewodnikiem technologicznym po świecie przycinania, szlifowania, lutowania i spawania, które to czynności czekały na horyzoncie.
Całości prac nad instrumentem przyglądał się Jan Czuchaj, autor video-trailera, podsumowującego ten intensywny i twórczy czas. W połowie roku odwiedził mnie w stoczniowej pracowni, wpuściliśmy dym, który wydawał się naturalnym poszerzeniem atmosfery tego miejsca i sfilmowaliśmy etap prototypowania systemu zadęciowego :)

Niekiedy w pracach towarzyszyła mi też moja córeczka, Andzia, w przerwach szczęśliwie zaglądając do stoczniowej piaskownicy lub sprawdzając grywalność ładnych, przezroczystych elementów :)


W sierpniu gotowy był pierwszy, i jedyny w ówczesnym założeniu, chór instrumentu. Próby dźwiękowe przebiegły pomyślnie, ale ogólne uczucie w grze wydało mi się zbyt statyczne. Postanowiłam wówczas rozszerzyć instrument w dwie strony: redukującą („monochór”) i wprowadzającą nowe możliwości kształtowania dźwięku („chór glissandowy”).

Chór trzeci – glissandowy – powstawał w ładnym świetle – późnego lata i ognia:
W międzyczasie miałam sposobność odwiedzić metalowy warsztat otwarty Fundacji CUMY (polecam!), gdzie przedyskutowaliśmy kwestię punktów styku z podłożem i akustyki. Do rozwiązania pozostała nurtująca sprawa montażu rurek w pozycji umożliwiającej granie. Miałam tu na myśli pewien koncept, ale jego realizacja dałaby w efekcie stelaż większy niż sam instrument. A zależało mi na mobilności.
Pewnego wieczoru, podczas przygotowań koncertu z muzyką Moniuszki w Centrum św. Jana, w drodze do garderoby zauważyłam odłożone w kącie drewniane separatory idealne :) Nie wiadomo, z czego zostały odkręcone, ale w rozmowie z Panią Iwoną Berent, kierowniczką Biura Odbudowy Kościoła św. Jana, szczęśliwie okazało się, że mogą stać się częścią mojego instrumentu.
Pierwsza publiczna odsłona dźwiękowa rurek instrumentu miała miejsce 17 października w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim podczas premiery kantaty performatywnej „Kobieta, w którą jest wpisane koło”, którą zrealizowałyśmy z Ritą Jankowską i Patrycją Betley. Instrument testowo zagrał w „sercu” kantaty – jej punkcie środkowym, zwrotnym, czułym. Towarzyszył mu głos kontratenora Jakuba Borowczyka. (Tutaj trailer spektaklu)

W listopadzie dokonaliśmy „pełnoprawnych” nagrań w przestrzeni WL-4 Mleczny Piotr – w efekcie powstała płyta, audio-introdukcja instrumentu, dostępna do odsłuchania i bezpłatnego pobrania tutaj: https://majamiro.bandcamp.com/album/the-perfect-kisser

Zgonie z zamierzeniem proces nagrania był kilkugodzinną sesją improwizacyjną, którą realizował dźwiękowo Marek Romanowski (MaroRecords).


Prace nad obróbką surowego materiału zwieńczyliśmy w domowym studio kompozytora Oskara Tomali, z którym poszukiwaliśmy dodatkowych przestrzeni w dźwiękach perfect kissera, za pomocą wtyczek-efektów Abletona. To wydaje mi się najciekawszą drogą koncertowania solo z The Perfect Kisserem: wcześniejsze zaprojektowanie „pokojów akustycznych” w Abletonie, poprzez zdefiniowanie właściwości przestrzeni rezonujących, w których instrument będzie się odzywał. Amplifikacja jest oczywiście nieodzowna w przypadku użycia tego instrumentu w kontekście koncertowym, jest jednym z ważnych wymiarów jego dźwięku.

W grudniu jednego z chórów instrumentu użyłam w nagraniach płyty o stracie – SZOJMERTE, zrealizowanej z duetem Podpora/Kohyt w przestrzeni Piwnicy Romańskiej w Gdańsku:
Całość podsumowaliśmy jeszcze zimowymi filmowaniem z Jankiem i dronem w Stoczni Cesarskiej.


Video Janka Czuchaja zobaczyć można tutaj.
A zdjęcia Iwony Wojdowskiej tutaj.
Inne mikro-artykuły z serii The Perfect Kisser dodawane będą tutaj. :)

Zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.